Gdybyś zapytał mnie, drogi czytelniku, o jedno z fajniejszych miejsc na organizację wesela w rytmie slow, bez zająknięcia odpowiedziałabym, że jest to Lipowe Siedlisko. Jest to miejsce z historią w tle, z cudownymi właścicielami, którzy są otwarci na klientów i mają głowy pełne pomysłów – idealne na slow wedding.
Mała wzmianka o Lipowym Siedlisku (w zasadzie zdjęcia) były w moim wpisie dotyczącym poszukiwań lokalu weselnego.
Zapytasz jak się znalazłam w tym miejscu? Sprawił to przypadek. Paulinę i Adriana poznałam pandemicznym latem. Wspólnie próbowaliśmy rozruszać zastałe kości i zrobić coś innego niż oczywiste boho w starej stodole.
Na tyle dobrze nam się współpracowało, że nasza droga nie zakończyła się na jednym projekcie. W międzyczasie zrobiliśmy jeszcze jedną sesję zdjęciową. Zwieńczeniem naszych działań był ślub kościelny i wesele Pauliny i Adriana.
To był debiut stodoły jako miejsca na slow wedding.
Po drodze spotkałam kilka przeciwności losu: wywaliło prąd i spaliły się wszystkie żarówki i wiatraki. Ekspres do kawy w wyniku awarii prądu odmówił posłuszeństwa. Dziwne by było, gdyby wszystko poszło gładko. Jestem zwolennikiem prawdy, więc nie usłyszysz ode mnie, że wesele zawsze idzie zgodnie z planem. Wręcz przeciwnie. To żywy organizm i wiele rzeczy może pójść nie tak. A jak może, to z wielkim prawdopodobieństwem pójdzie. Dlatego zawsze mam plan B i czasem plan C. Jednak awaria agregatu prądotwórczego to było olbrzymie zaskoczenie – bo przecież agregat był planem B!
Kiedyś wrócę jeszcze do tej opowieści – prawdopodobnie na blogu, a teraz zostawiam Cię ze zdjęciami autorstwa Idea for Film.
Kilka zdjęć z tego uroczego miejsca:
Najważniejsze, że stodoła sprawdziła się doskonale, goście bawili się do białego rana, a Młodzi byli zadowoleni.